Pod koniec kwietnia tego roku w życie weszły zmiany przepisów dotyczących urlopów macierzyńskich. Czas, kiedy matka ma okazję roztoczyć szczególną opiekę nad swoją pociechą, został wydłużony z 32 tygodni do 41 tygodni. Tak jest w przypadku pierwszego dziecka, bo jeżeli chodzi o kolejne, to urlop macierzyński wynosi już 43 tygodni. Zmieniły się też zasady finansowe.
– Jeżeli złożysz wniosek o zasiłek macierzyński za okres urlopu macierzyńskiego lub urlopu na warunkach urlopu macierzyńskiego i urlopu rodzicielskiego w pełnym wymiarze (tzw. długi wniosek) do 21 dni po porodzie albo przyjęciu dziecka na wychowanie, zasiłek będzie wynosił 81,5 proc. podstawy wymiaru zasiłku – przypomina ZUS.
Pada jednak zastrzeżenie, że wniosek o zasiłek macierzyński nie może dotyczyć dziewięciu tygodni urlopu rodzicielskiego dla drugiego z rodziców. Za tą część urlopu zasiłek zawsze wynosi 70 proc. podstawy wymiaru zasiłku. I jeszcze, żeby się nie pogubić: podstawa, o której mowa, to po prostu wysokość dotychczas otrzymywanej pensji. Nie zmienia się jednak to, że na urlopie macierzyńskim można legalnie zarabiać. Pobieranie świadczenia nie wyklucza tego, żeby mama nadal była aktywna zawodowo.
Laptop na kolanach
Można zatem sobie wyobrazić sytuację, że w środku dnia mama siada na kanapie z laptopem na kolanach, a kilka metrów dalej w łóżeczku śpi pociecha. Mama w tym czasie zajmuje się pracą. Przepisy w tej materii są bardzo jasne. Można pracować nawet w tej samej firmie, do której się przychodziło przed narodzeniem dziecka, ale są tu pewne ograniczenia. Niemożliwe jest wykonywanie pracy w ramach istniejącego już stosunku pracy. To oznacza, że kobieta musi zawrzeć z szefem osobną umowę. Jednak nie trzeba pracować w „swojej” dotychczasowej firmie – można się podjąć także innych zajęć. I bardzo ważna sprawa: fakt ten nie wpływa na wysokość wypłacanego przez ZUS zasiłku macierzyńskiego.
– Jeżeli możemy wskazać jakieś pozytywne skutki niedawnej pandemii COVID-19, to na pewno będzie to przekonanie się Polaków do pracy w domu. Polacy zrozumieli, że mogą pracować w domowym zaciszu. Że potrafią tak sobie zorganizować obowiązki, aby znaleźć na czas na zarabianie pieniędzy i na rodzinę. Że opieka nad dzieckiem, w dobie internetu, nie wyklucza robienia kariery. Że założenie biznesu w sieci się opłaca – opowiada Tomasz Niedźwiecki, CEO TakeDrop.pl. To najszybciej rosnąca polska platformy dropshippingowa, na której Polacy założyli już ponad 7 tys. sklepów internetowych.
Skoro mowa o biznesie, to osoba, która pobiera zasiłek macierzyński, może legalnie prowadzić własną działalność gospodarczą. Nie ma żadnych ograniczeń, a dodatkowo uzyskiwane wynagrodzenie z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej nie wpływa na wysokość otrzymywanego zasiłku. Pozostaje tylko pytanie o charakter pracy. Każda mama, decydując się aktywność zawodową, będzie kalkulowała kilka spraw. Czy jej się opłaca? Czy będą to zadania kolidujące z opieką nad dzieckiem? Czy można np. prowadzić biznes bez obowiązkowego wychodzenia z domu?
Niedźwiecki zauważa, że obecnie w wielu zawodach do wykonywania obowiązków potrzebny jest tylko komputer, dostęp do internetu i niekiedy odpowiednie oprogramowanie. Dlatego właśnie niedawne zmiany w Kodeksie Pracy uregulowały w końcu zasady pracy zdalnej.
– Dobrze, że zostało to unormowane, a co do samych przedsiębiorców, to do pracy zdalnej nie trzeba ich przekonywać. Znam wielu, których biurem jest nie tylko salon w domu, lecz także kawiarnia. Niektórzy nawet już niechętnie sięgają po komputery, bo cały biznes mają w smartfonach – mówi założyciel TakeDrop.pl.
Z domu już na lata
Dla pracujących mam na urlopie kluczowe jest swobodne dysponowaniem czasem i to, żeby nie były zmuszone np. do nagłych wyjść z domu. Każdy rodzic wie, że termin i czas takiego wyjścia nie zależy wcale od dorosłego, ale od niemowlęcia. Wie także, że załatwienie spraw poza domem jest wyprawą: wózek, torba z pieluchami, przewijak, ubranka na zmianę, kosmetyki dla dziecka i często zapas mleka.
Dlatego dla mam najlepsza okazuje się praca przez internet. Co to może być? Wachlarz możliwości jest spory. Można zostać zdalną asystentką biurową, zajmować się korektą tekstów, realizować reklamowe kampanie w sieci. Zajrzyjmy na pierwszą z brzegu stronę internetową z ofertami pracy dla mam. Ofert jest sporo: testerka oprogramowania, programistka, specjalistka od windykacji, konsultantka w dziele kadr.
Tłumaczka do zadań specjalnych
Pani Paulina jest mamą dwóch córek. Mają 8 i 10 lat. – Na pierwszym macierzyńskim otrzymałam ofertę w biura tłumaczeń. Moim zadaniem było przeprowadzenie polskiej korekty ulotek reklamowych, instrukcji obsługi, gazetek korporacyjnych rozprowadzanych wśród pracowników wielkich firm – wspomina kobieta i wyjaśnia, że początkowo miała obawy, czy uda się pogodzić opiekę nad małym dzieckiem z dodatkowym zarobkiem. Okazało się to dosyć proste. – Deadline na zakończenie zlecenia był zawsze za tydzień lub dwa. Nawet jeżeli pracowałam nad obszernym tekstem, to miałam czas, aby zająć się projektem przez 2–3 godziny dziennie – opowiada.
Dzieci pani Pauliny chodzą już do szkoły. Kobieta dawno już wróciła do pracy. Cały czas otrzymuje zlecenia z biura tłumaczeń. Z tymczasowego zajęcia podczas macierzyńskiego stało się stałym, dodatkowym źródłem zarobku.
– Wynagrodzenie zależy od liczby zleceń i stron do korekty. Miesięcznie otrzymuję dodatkowo od 500 do 1500 zł. Chyba że wykonuję korektę książki, wtedy wynagrodzenie bywa wyższe – przyznaje kobieta.
Wirtualna asystentka
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy zdalnej asystentce biurowej. W dobie wirtualnych biur i pracy zdalnej pracowników rozsianych po całej Polsce, a nawet świecie, obecność asystentki w biurze nie jest koniecznością. Równie dobrze może pracować z domu.
Uwaga: asystentka to nie sekretarka. To nie osoba odbierająca telefony, drukująca umowy, która zawsze musi być gotowa do pracy i przyjęcia poleceń szefa. Idea wirtualnej asystentki jest zupełnie inna. To osoba, która ma w dużej mierze odciążyć pracowników biurowych danej firmy. Powierzane są jej zadania proste, ale ważne. I kluczowe jest tu słowo „zadania”.
Praca takiej asystentki to nie wielogodzinne ślęczenie nad komputerem. To poświęcenie czasu na wykonanie zlecenia i zamknięcie komputera. Czym dokładnie zajmuje się asystentka? Jest wiele możliwości, bo może to być uzupełnianie danych klientów firmy, mailing, zajmowanie się newsletterem, aktualizacja strony internetowej. Wiele asystentek zajmuje się mediami społecznościowymi firmy. To one są „królowymi” firmowego Instagrama, Facebooka czy Twittera. A żadne z tych zadań nie zajmuje aż tyle czasu, żeby nie mogła im podołać młoda mama.
Zawód ten jest w Polsce jeszcze młody, ale już działają firmy oferujące wynajęcie wirtualnej asystentki. W swoich basach mają setki osób – w większości są to kobiety. Ile można zarobić? Zależy to od charakteru powierzonych zadań i czasu, jaki trzeba na nie poświęcić. W tym biznesie pracuje się na godziny. Jedna z polskich firm pośrednicząca między przedsiębiorcami a asystentkami ogłasza na swojej stronie, że stawki zaczynają się od 20 zł za godzinę. Gdy jest to klient zagraniczny, kwota podnosi się już do 10 dol. za godzinę. Stawki rosną wraz z coraz wyższymi kompetencjami asystentki. Brane są pod uwagę takie umiejętności jak znajomość języków obcych, umiejętność obsługi social mediów, zasad SEO, obsługiwanie programów księgowych.
E-sklep
O ile takie zajęcia wydają się proste do zrealizowania z domu, to niektórym może się wydać dziwne, że opiekując się dzieckiem, można prowadzić prężny sklep internetowy. Przecież trzeba mieć towar, magazyn, trzeba przyjąć zamówienie, zapakować je, paczki przekazać kurierowi, a często jechać z nimi do oddziału firmy kurierskiej. Jak tu znaleźć czas dla dziecka? Okazuje się, że w taki sam sposób jak wtedy, gdy któraś z mam podejmie się np. zdalnego uzupełniania dokumentów pracowniczych dla jakiejś firmy.
W przypadku e-commerce wyjściem jest dropshipping. W skrócie: to nowoczesna metoda zarabiana w handlu internetowym.
– Dropshipping polega to na tym, że właściciel/właścicielka sklepu internetowego prowadzi firmę, oferuje produkty, fizycznie ich nie posiadając. Znajdują się w magazynach współpracującej hurtowni. Właściciel e-sklepu sprzedaje, dokonuje transakcji, przyjmuje pieniądze, ale skompletowaniem zamówienia, jego wysłaniem zajmuje się hurtownia. Mama – właścicielka-sklepu – odpowiada za kontakt z klientem, wybór oferty, przyjmowanie płatności. Na szczęście większość tych procesów jest w pełni zautomatyzowana – tłumaczy Tomasz Niedźwiecki, CEO TakeDrop, polskiej platformy e-commerce, która pozwala na otworzenie sklepu w modelu dropshippingowym bez zakładania działalności gospodarczej.
Sklep bez magazynu
Chyba nikt z pełną odpowiedzialnością nie zaryzykuje stwierdzenia, że dropshipping wypiera już tradycyjny styl e-handlu. Ale tak może się stać. Niedawno The Business Research Company przedstawiła analizę „Drop Shipping Global Market Report 2023”, obejmującą m.in. rynek amerykański i europejski. Wynika z niego, że w tym roku rynek dropshippingu osiągnie wartość ponad 249 mld dol. W 2027 r. ma być wart aż 724 mld. Oznacza to, że w ciągu czterech najbliższych lat sektor ten wzrośnie aż o 30.6proc. rdr.
Po zapytaniu Google: „Co najlepiej sprzedaje się w dropshipping?”, wyszukiwarka wskazuje: produkty spożywcze, zabawki, ubrania, artykuły biurowe. To tylko początek listy, która nie ma właściwie końca, bo dropshipping nie stawia ograniczeń w kwestii asortymentu. Wystarczy rzucić okiem na facebookowe grupy poświęcone tej tematyce, a okaże się, że ludzie w ten sposób handlują niemal wszystkim.
Wiadomo, że każda z branż przeżywa swoje wzloty i upadki – raz coś sprzedaje się lepiej, raz gorzej, żeby potem wrócić do wcześniejszego poziomu. Tak też jest teraz z np. produktami dla dzieci (np. pieluchy, chusteczki wilgotne, żywność). W 2020 r. ten rynek w Polsce był wart 14,49 mld zł (po 2,3 proc. spadku rok do roku), ale już wtedy badanie PMR „Handel detaliczny produktami dla dzieci w Polsce 2021. Analiza i prognozy rozwoju rynku na lata
2021–2026” pokazywały, że największym kanałem sprzedaży stał się internet. Sprzedaż w ramach e-sklepów i platform handlowych stanowiła 27,2 proc. rynku produktów dla dzieci w Polsce. Według prognozy w 2026 r. więcej niż co trzecia złotówka (36,6 proc.) będzie w tym segmencie wydawana online.
Największe przyspieszenie i wzrost obrotów dotyczy produktów higieny osobistej oraz jedzenia dla dzieci. Raport Izby gospodarki Elektronicznej „Mr&Mrs E-commerce 2022” wskazuje, że ze wszystkich zakupów w sieci 21 proc. stanowią artykuły dziecięce.
– To bardzo atrakcyjny dla sprzedawców segment i przyglądam mu się z uwagą. Z jednej strony w Polsce rodzi się coraz mniej dzieci. Z drugiej jednak mamy uchodźców z Ukrainy i w większości są to kobiety z dziećmi. Co więcej, właśnie padła zapowiedź dotycząca świadczenia Rodzina 500+ i podniesienia jego kwoty do 800 zł. To środki, które w dużym stopniu mogą zostać wydane właśnie na produkty dla dzieci. Można zaryzykować stwierdzenie, że wiele kobiet przebywających na urlopie macierzyńskim może spróbować swoich sił w e-commerce, a w naturalny sposób produkty dla dzieci znajdą się w tym momencie w centrum ich prywatnego zainteresowania, a być może także zawodowego, jeżeli chodzi o e-handel – mówi Tomasz Niedźwiecki, CEO platformy TakeDrop.pl, na której założono już ponad 7 tys. sklepów internetowych w Polsce.