Problem z nieruchomością
Z danych udostępnionych przez 47 sądów okręgowych wynika, że w I połowie br. wpłynęło do nich ponad 38,7 tys. pozwów rozwodowych. To o 0,2% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy było ich nieco ponad 38,8 tys. Jak zaznacza prawnik rodzinny Paweł Budrewicz, liczba rozwodów jest rdr. porównywalna. Rozwodzą się pary zarówno z niespełna rocznym, jak i z 35-letnim stażem małżeńskim. Według eksperta, jakkolwiek formalne przyczyny obejmują duże spektrum zdarzeń, to faktycznie źródło problemu jest niemal zawsze to samo, tj. zły wybór partnera. Z kolei ekonomista Marek Zuber zwraca uwagę na to, że w czasach kryzysu hipotecznego pary niestety najbardziej scala kredyt. Nawet, jeśli małżonkowie chcą się rozejść, to często żadnej ze stron nie stać na to, żeby spłacić drugą osobę. W tym celu trzeba zaciągnąć nowe zobowiązanie.
– Osoby łączące się w pary prawdopodobnie zdają sobie sprawę z tego, że odsetek rozwodów jest spory, a liczba ludzi rozczarowanych małżeństwem – jeszcze wyższa. My natomiast nie wierzymy, że ta sytuacja dotyczy nas statystycznie tak samo. Jest to swego rodzaju zniekształcenie poznawcze, którym kierujemy się, dokonując wyborów – komentuje psycholog Michał Murgrabia z platformy ePsycholodzy.pl.
Według mec. Budrewicza, można zauważyć pewną tendencję wśród rozwodów osób urodzonych w latach 90. Na początku jest hurraoptymizm, a potem szybkie ostudzenie emocji, głównie wskutek zderzenia z rzeczywistością małżeństwa. Związek małżeński to duże emocjonalne wyzwanie dzielenia z kimś życia, a nie tylko romantyczne spacery i szepty do ucha. Zdaniem eksperta, kiedyś małżeństwo stanowiło w większym stopniu inwestycję i było bardziej osadzone w tradycji. W opinii Marka Zubera, obecnie niestety również decydują względy ekonomiczne. Parom łatwiej jest utrzymać gospodarstwo domowe niż jednej osobie. I dotyczy to też tych, którzy posiadają własne mieszkania czy domy, bez obciążeń kredytowych, nie mówiąc już o wynajmowanych lokalach.
– Na początku relacji pary są zazwyczaj chętne do pogłębiania związku, rozwoju więzi, unikając kłótni czy innych sytuacji, które mogłyby skończyć się negatywnie. Z biegiem czasu motywacja ta maleje, również w kontekście unikania konfliktów. Wyzwaniem, z jakim możemy mierzyć się w relacji, jest też przechodzenie od idealizowanego obrazu związku i partnera do ich realnych postaci. W tym wszystkim towarzyszą zwykłe obowiązki dnia codziennego, m.in. praca czy sprzątanie – mówi Michał Pajdak z platformy ePsycholodzy.pl.
Sytuacja w sądach
W I połowie br. najwięcej pozwów rozwodowych wpłynęło do Sądu Okręgowego w Poznaniu – 2537 (w analogicznym okresie 2021 roku – 2398). Dalej są SO w Warszawie ¬¬– 2125 (rok wcześniej – 2164), Gdańsku¬ – 1994 (1981), Krakowie – 1883 (1815), Katowicach – 1806 (2040) oraz SO Warszawa Praga w Warszawie – 1544 (poprzednio 1457). Natomiast na końcu rankingu widzimy Łomżę – 278 (I poł. ub.r. – 236) i Sosnowiec – również 278, przy czym ten ostatni sąd funkcjonuje dopiero od 1 kwietnia br. Tuż wcześniej w zestawieniu można zobaczyć Przemyśl – 281 (rok wcześniej – 278), Krosno – 335 (348) i Suwałki – 353 (328). Jak zauważa Marek Zuber, najwięcej pozwów wpływa w miastach, w których Polacy zarabiają najwięcej. Mają oni największe możliwości finansowe, co pozwala im nie tylko podjąć decyzję o samodzielnym prowadzeniu gospodarstwa domowego, ale też o poniesieniu wszelkich kosztów związanych z rozwodem.
– Same dane statystyczne nic nie mówią. Bez głębszych badań nie będziemy wiedzieć, dlaczego więcej osób rozwodzi się na jednym obszarze niż na drugim. Ludzie migrują za pracą, także za granicę. Miasta się rozrastają. Jest więcej niż kiedyś małżeństw z obcokrajowcami. Przyczyn mogą być dziesiątki. Przykładowo, okręg warszawski obejmuje nie tylko Warszawę, ale też Łomianki, Babice, Pruszków, Grodzisk i Piaseczno, a warszawsko-praski – Legionowo, Wołomin czy Otwock. To około 3 miliony ludzi – zaznacza Paweł Budrewicz.
Z kolei największe wzrosty liczby pozwów rozwodowych rdr. odnotowano w Sądzie Okręgowym w Łomży – o 17,8% (z 236 do 278), Rzeszowie –12,3% (z 530 do 595) oraz Siedlcach – 7,7% (z 562 do 605). Natomiast najmocniejsze spadki widać w SO w Koninie – o 20,7% (z 521 na 413), Radomiu – o 12,6% (z 668 na 584) oraz Katowicach – o 11,5% (z 2040 na 1806).
– Za granicą Warszawy Wesołej zaczyna się już okręg siedlecki. Zatem osoby gospodarczo i społecznie związane bardziej ze stolicą, np. mieszkańcy Mińska Mazowieckiego czy Sulejówka, rozwodzą się w Siedlcach, które należą do apelacji lubelskiej. Ktoś, kto na co dzień dojeżdża do pracy z Sulejówka do Warszawy, pojedzie 100 km do Siedlec na rozwód. A jeśli złoży apelację, to pokona prawie 200 kilometrów, by stawić się w Lublinie. I jego rozwód będzie uwzględniony w statystykach apelacji lubelskiej. Ale „przyczyny” rozwodowe, np. romanse, mogą być ściśle związane z Warszawą – dodaje mec. Budrewicz.
Zdaniem Michała Pajdaka, trudno powiedzieć, jak sytuacja rozwodów będzie wyglądała w przyszłości. Pozwy do sądów to jedno, a czymś trochę innym jest jakość związków. Jeśli dochodzi do konfliktu w małżeństwie, to dobrzy partnerzy skupiają się na różnicy zdań, a nie na krytykowaniu drugiej strony. Małżonkom zależy na szybkim poradzeniu sobie z trudnościami i nie czekają, aż problem będzie narastał. Warto też dodać, że nie spełniły się czarne scenariusze części ekspertów, którzy twierdzili, że przez pandemię będziemy mieli do czynienia z dużą eskalacją tego problemu. Z obserwacji Marka Zubera wynika, że obecnie Polacy starają się oszczędzać na każdym kroku. Natomiast podjęcie decyzji o rozwodzie może wiązać się z wysokimi kosztami, zwłaszcza w przypadku bardziej skomplikowanych spraw. Dlatego część osób, nawet chcąc się rozstać, może odkładać decyzję o rozwodzie na lepsze czasy.
– Jeśli nie zmieni się prawo, to w 2023 roku rozwodów będzie o 2% mniej lub o 2% więcej w porównaniu z 2022 rokiem, chyba że rząd powróciłby do pomysłu wprowadzenia w życie przepisów utrudniających rozwody. Wówczas w ciągu co najmniej trzech miesięcy poprzedzających wejście w życie takiej zmiany należałoby się spodziewać wzrostu rozwodów o kilkadziesiąt procent, a tym samym – całkowitego zapchania i tak już niewydolnych sądów. Przykładowo, w Warszawie można czekać na pierwszą rozprawę rok, a nawet sporo dłużej – podsumowuje prawnik rodzinny Paweł Budrewicz.