Trzepak jako centrum wszechświata
Nie ma chyba osoby z roczników 80-tych i 90-tych, która nie pamiętałaby trzepaka. Ten z pozoru prosty metalowy stelaż służył oczywiście do trzepania dywanów, ale dla dzieci był czymś znacznie więcej – centrum spotkań, miejscem do siedzenia, robienia „fikołków”, „wisielca” czy zwykłego „bujania się”. Często wokół trzepaka toczyły się wielogodzinne rozmowy, ustalano zasady gry, a nawet rozwiązano dziecięce konflikty.
Guma do skakania – kultowa zabawa dziewczynek
Guma do skakania była jednym z symboli tamtej dekady, choć moda na nią przywędrowała z wcześniejszych lat. Potrzebna była jedynie długa guma krawiecka, dwie osoby do przytrzymywania i trzecia, która wykonywała skoki. Poziomy trudności rosły: od łydek, przez kolana, uda, biodra, aż do pach. Dziewczynki potrafiły skakać godzinami, a skomplikowane sekwencje ruchów przypominały niemal układy choreograficzne.
Klasy, ziemniak i inne gry z kredą
W czasach bez telefonów, dzieci zabawiały się tym, co miały pod ręką. Kreda była niemal obowiązkowym wyposażeniem każdego dziecka. Służyła do rysowania tzw. klasy – prostokątnego układu pól z numerkami, po których trzeba było skakać, przepychając kamyk lub kapsel. Gra w klasy nie tylko ćwiczyła równowagę, ale dawała też ogrom satysfakcji.
Popularny był również ziemniak (znany lokalnie pod różnymi nazwami), polegający na rzucaniu piłką i unikaniu trafienia. Do takich gier wystarczała piłka z bazaru lub osiedlowego kiosku.
Podchody – zabawa, która angażowała całą ekipę
Podchody to coś więcej niż zabawa – to prawdziwa sztuka organizacji dziecięcego czasu. Dzieliliśmy się na dwie drużyny: jedna zostawiała po drodze znaki, strzałki, zagadki, druga musiała je odczytać i odnaleźć przeciwników. Niekiedy podchody ciągnęły się przez całe osiedle lub okoliczny park. Do dziś wielu dorosłych wspomina dreszczyk emocji związany z ukrywaniem się i tropieniem.
Kapsle i wyścigi po kredowym torze
Na przełomie lat 80. i 90. popularne były wyścigi kapsli. Każdy chłopiec miał swoje ulubione kapsle, często „tunigowane” plasteliną lub owijane sreberkiem, by lepiej się ślizgały. Na chodniku rysowało się kredą tor wyścigowy, pełen zakrętów, przeszkód i zwężeń. Czasem zasady były tak skomplikowane, że potrzebna była godzinna narada, zanim ktoś w ogóle pstryknął pierwszy kapsel.
Gra w nogę pod blokiem, siatka na trzepaku
Jeśli chodzi o sport, piłka nożna pod blokiem była absolutnym numerem jeden. Bramki tworzyły cegły, plecaki albo po prostu wyobraźnia. Grało się „na bramki” lub „do trzech”. Zimą śnieg nie przeszkadzał – bramka mogła być udeptana w śniegu, a piłką była zmięta plastikowa butelka. W weekendy nikt nie mówił „idę na trening”, mówiło się „idziemy grać”.
W wakacje popularna była również improwizowana siatkówka, gdzie siatkę stanowiła linka lub właśnie… trzepak.
Zabawy słowne i podwórkowe hity
W latach 90. rządziły też gry słowne, które wymagały sprytu, ale dawały mnóstwo śmiechu:
Państwa-miasta
Wisielec
Zgadnij, kim jestem
Głuchy telefon
Nie było Internetu, ale dzieci same wymyślały zabawy z wykorzystaniem kartki papieru i długopisu.
Hitem była też zabawa w chowanego – najlepiej po zmroku
Chowany, berek, „krowa”, „raz, dwa, trzy Baba Jaga patrzy!” – te zabawy znało każde dziecko z osiedla. Szczególny klimat miała zabawa w chowanego o zmierzchu. Napięcie rosło, bo ciemność robiła swoje. Bywało, że ktoś przesiedział w piwnicy lub za śmietnikiem pół godziny, bo wszyscy zapomnieli, że jeszcze się nie znalazł.
Zabawy z elementem ryzyka? Owszem!
Lata 90. to czasy, gdy dzieci chodziły po murkach, wskakiwały na drzewa, zjeżdżały po poręczach, wspinały się na dachy garaży, budowały szałasy w krzakach i zjeżdżały na kartonach z górki. Z perspektywy dzisiejszych rodziców było to „ryzykowne”, ale wtedy nie mówiło się o asekuracji – mówiło się o odwadze.
W co jeszcze się bawiono?
Pogromcy kapsli – bicie rekordów w odbijaniu kapsli o ścianę.
Skakanka – nie tylko solo, ale też zespołowo, w parach, w rytm rymowanek.
Gra w klasy na czas – kto szybciej, kto lepiej.
Łapanie karteczek – zbieranie karteczek zapachowych do segregatorów.
Wymienianie się naklejkami, gumami, tatuażami z Turbo i Kaczorem Donaldem.
Zabawki, które były marzeniem
W latach 90. dzieci nie miały tylu zabawek co dzisiaj. Kto miał Gameboya, Tamagotchi, Walkmana, był królem podwórka. Reszta bawiła się patykiem, rowerem BMX, samochodzikiem z plastiku lub lalką Barbie, którą „odziedziczyło się” po kuzynce.
Na topie były:
Zośki do odbijania nogą
Jojo
Skakanki
Gumowe piłki na sprężynie „kula u nogi”
Kapsle od oranżady
Dlaczego te zabawy były takie ważne?
Nie tylko dlatego, że zajmowały dzieciom czas. Budowały one relacje społeczne, uczyły negocjacji, rozwiązywania konfliktów, szanowania ustalonych zasad. Na podwórku nie liczył się status materialny ani wygląd – liczyło się, czy jesteś „fair” i „umiesz się bawić”.
Dziś takich zabaw już się prawie nie widzi…
Współczesne dzieci spędzają czas inaczej. Smartfony, gry komputerowe, media społecznościowe wypełniają ich codzienność. Placów zabaw jest więcej, są bezpieczniejsze, ale puste. Trzepaki zniknęły, a piwnice są zamykane na kłódki. Nie ma co narzekać – czasy się zmieniły. Jednak wspomnienia zostają.
Lata 90. to ostatnia dekada, gdy dzieci naprawdę miały wolność i wyobraźnię, a podwórko było całym światem.
Najczęściej grano w skakanie w gumę, klasy narysowane kredą, berka, chowanego oraz grę w skakankę.
Na chodniku kredą narysuj pola ponumerowane od 1 do 10. Rzucaj mały kamyk na wybrane pole i przeskakuj, omijając je stopami.
Weź wytrzymały sznurek o długości 3–4 m, zawiąż końce tworząc pętlę, a w miejscach trzymania obwiń końcówki taśmą, żeby były wygodniejsze.