Choć w ciągu ostatnich kilku lat sery korycińskie stały się popularną pozycją w menu co lepszych restauracji specjalizujących się w kuchni polskiej, najczęściej kojarzymy go po prostu jako “ser z czarnuszką”.
Tymczasem od 2005 roku, gdy został wpisany na Listę Produktów Tradycyjnych przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, stał się jednym z najpopularniejszych polskich serów. I to mimo że jest produkowany przez zaledwie garstkę osób mieszkających na terenie kilku sąsiadujących ze sobą gmin. Jak sama nazwa wskazuje – z Korycinem na czele.
Jego popularność jest nieprzypadkowa. Nie urągając polskim twarogom i serkom kozim – wiele jest podobnie smakujących produktów. Ser koryciński zdecydowanie się na tym tle wyróżnia. Jego smak, choć prosty i delikatny, jest jednocześnie bardzo charakterystyczny, a już zwłaszcza w połączeniu z czarnuszką. Roślina ta występuje w Polsce tylko w jednej odmianie – dziko żyjącej czarnuszki polnej – niegdyś powszechnie stosowanej, później zaś częściowo zapomnianej.
Ciekawa jest też sama legenda, czy może raczej teoria dotycząca tego, jak to się stało, że w kilku wioskach na Podlasiu gospodynie zaczęły nagle wytwarzać sery, których nie robiło się nigdzie indziej w Polsce. Otóż w trakcie potopu szwedzkiego, w okolicach stacjonowały wojska szwajcarskie, które walczyły po polskiej stronie. Część rannych kurowała się też w pobliskim folwarku – niewykluczone, że część z nich została już w okolicy i nauczyła miejscowych serowarstwa, z którego słynęła wówczas Szwajcaria.
Ile w tym prawdy trudno powiedzieć, ale historia niewątpliwie działa na wyobraźnię. Podobnie zresztą, jak pierwotne sposoby wyrobu sera korycińskiego, do którego dodawano niegdyś sproszkowane żołądki cieląt, by zapoczątkować proces fermentacji mleka.
Co ciekawe, serowarstwem w Korycinie tradycyjnie zajmowały się kobiety. Nie inaczej jest w przypadku pani Agnieszki Gremzy, która regularnie gości ze swoimi wyrobami na Jarmarku w Blue City. Tyle że tradycyjny przepis przekazała jej nie mama, ale teściowa – bowiem do Korycina przeprowadziła się za mężem.
Szybko okazało się, że pani Agnieszka ma wyjątkową rękę do serów, ale długo robiła je tylko dla znajomych i rodziny. Potem namawiana przez bliskich zaczęła jeździć z nimi na pobliskie targi. Wkrótce zainteresowanie zaczęło przekraczać jej najśmielsze oczekiwania, a ona zajęła się serowarstwem na pełen etat. Jej sery zaczęły zdobywać nagrody, a ona sama zaczęła eksperymentować – na początku z dodatkami do sera korycińskiego takimi jak borowiki, czosnek niedźwiedzi czy oliwki i chilli, z czasem zaś także z innymi gatunkami sera.
Dziś gospodarstwo rodzinne Gemza, w którego prowadzeniu pomagają jej mąż i dzieci, ma w swoim asortymencie także sery pleśniowe czy kozie, ale najchętniej kupowanym wyrobem pozostaje swojski ser koryciński.
Od 2012 roku ser z Korycina jest nie tylko na ministerialnej liście produktów tradycyjnych, ale i został zarejestrowany przez Komisję Europejską jako produkt o Chronionym Oznaczeniu Geograficznym. To jeden z zaledwie pięciu takich serów w Polsce. Co ciekawe, podczas Jarmarku w Blue City każdorazowo można kupić i dwa pozostałe z nich – oscypki i redykołki, które przyjeżdżają do nas prosto z Podkarpacia.
Tradycyjnie podczas targów nie zabraknie i innych wiktuałów, do których przywykli klienci Blue City – wędlin z przydomowych wędzarni, marynowanych grzybków, kiszonek, a także miodów z rodzinnych pasiek i domowych wypieków.
Jarmark Produktów Regionalnych odbywa się w centrum handlowym Blue City w dniach 22-25 listopada na poziomie -1.